Coś się dzieje. To wiemy.
Izrael i USA zamierzają zaatakować Iran. Rosja i – dość niespodziewanie – Chiny stanowczo się sprzeciwiają, ale nie tylko.
Bo wojna o Iran już trwa, przynajmniej od kilku tygodni. Choć na razie jest to typowo samcze prężenie muskułów, na razie są to wiadomości przekazywane dość ukradkiem i szybko nikną pod naporem innych wieści, to jednak nie da się ukryć, że pionki na szachownicy rozstawione, gra już się rozpoczęła.
Pod koniec listopada dochodzi do tajemniczej eksplozji w irańskiej bazie rakietowej w Ishafanie. Kilka dni (tygodni?) wcześniej w bazie Malard w innej eksplozji, oficjalnie prezentowanej przez Iran jako wypadek, ginie kilkunastu żołnierzy z elitarnej jednostki Strażników Rewolucji, wśród nich - gen. Hassan Moghaddam, dziwnym trafem również odpowiedzialny za rozwój irańskiego programu rakietowego.
Jednocześnie Izrael rozmieszcza swoje rakiety balistyczne Jerycho na mobilnych wyrzutniach. Wielka Brytania, Niemcy i Norwegia zamykają swe ambasady.
Zaskoczeniem są słowa chińskiego generała Zhang Zhaozhonga, który mówi, iż „Chiny nie powinny się wahać w celu ochrony Iranu, nawet jeśli oznacza to wywołanie trzeciej wojny światowej”. Stany zjednoczone wysyłają kolejny lotniskowiec w rejon potencjalnego konfliktu, z drugiej strony do swej bazy w Tartus (Syria) płynie rosyjska flota na czele z lotniskowcem „Admirał Kuzniecow” i niszczycielem „Admirał Czabanienko”.
Na początku grudnia trwa kampania dezinformacji wokół zestrzelonego (?) drona amerykańskiego. USA twierdzi, iż bezzałogowy, supertajny samolot został całkowicie zniszczony i spadł w wyniku awarii.
Iran twierdzi, iż katastrofa drona jest wynikiem działania jakiejś nieokreślonej broni (prawdopodobnie rosyjskiego systemu ELINT) i że dorwali pojazd w całości.
USA twierdzi, iż gdyby samolot spadł nieuszkodzony, wysłano by komandosów lub zbombardowano teren katastrofy, by najnowocześniejsza technologia nie wpadła w ręce wroga. Riposta Iranu jest miażdżąca – telewizja pokazuje nieuszkodzonego drona. USA uważają, iż to tylko makieta, jednakże mało kogo to przekonuje.
Szóstego grudnia irańskie władze nakazują mieszkańcom gromadzić wodę i żywność, obserwowane są również przemieszczenia rakiet na terytorium kraju. Jednocześnie niespodziewany sojusznik Iranu, czyli Chiny, postawiły w stan najwyższej gotowości bojowej marynarkę wojenną.
Tempo wydarzeń przyspiesza – USA wysyłają do zatoki kolejny lotniskowiec, prezydent Izraela w przemówieniu powołuje się na casus Ben Guriona, irańskie wojska ćwiczą akcję zamknięcia strategicznej cieśniny Ormuz a dziś irańską fabryką (oficjalnie) stali wstrząsa kolejna eksplozja…
Światowe mocarstwa krążą dookoła Iranu niczym sępy – z jednej strony chciałyby pożywić się naftową padliną, z drugiej, jak to sępy, odwagi do ataku nie mają za grosz. Ale impas nie może trwać wiecznie.
A czas ucieka.