centaurek centaurek
1880
BLOG

Uwierzyć w polskich pilotów...

centaurek centaurek Polityka Obserwuj notkę 46

 

Po raz kolejny media (tym razem "Wprost") usiłują delikatnie zasugerować wersję katastrofy, w której za sterami Tu-154 siedział (mógł siedzieć) generał Błasik. Jest to o tyle niezrozumiałe, że wczytując się w treść stenogramów (i słowa min. Klicha zanim zaczął się upierać przy piątej osobie w kokpicie) wyraźnie widać, że postać gen. Błasika pojawia się w nich tylko raz.

8:39:02,2 - nawigator - Kabina. Sterowanie przednim podwoziem mamy włączone. Mechanizacja skrzydeł.

8:39:07,5 - nieokreślony rozmówca - Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do (niezr). (Głos w tle czytania karty - gen. Błasik)

A zatem jak widać ktoś z kabiny przekazuje informację techniczną (prawdopodobnie) przez interkom osobie która znajduje się poza kabiną. Taka wersję uprawdopodabnia pierwsze słowo wypowiedziane przez nawigatora. Następnie gen. Błasik (prawdopodobnie odbiorca wiadomości) zaczyna komuś tłumaczyć na cym polega mechanizacja skrzydła. I tyle mamy generała w stenogramach. Sugerowanie, na podstawie tego jednego wpisu, że gen. Błasik był w kokpicie jest moim zdaniem nonsensem.

Tymczasem według sugestii mediów przebieg katastrofy wyglądał tak:

- Chłopaki, musicie wylądować!

- Panie generale, nie da rady. Może pan spróbuje?

- Ależ chłopaki, co wy... Ja tylko na Jakach sam pilotuję.

- Niech się pan nie da prosić, generale, pokaże im pan, jak lądują debeściaki.

- No dobra, chłopaki, zejdę na dwa metry a wy wypatrujcie płyty lotniska przez okna!

Przepraszam za sarkazm, ale taką właśnie wersję próbują przeforsować niektóre polskie media. Zdają się sugerować, że polska załoga Tu-154 była niedobrana, że mało nalotów, że młodzi byli i podatni na sugestię...

Przykro mi, nie wierzę w to.

Polscy piloci byli zawodowcami, nie samobójcami. Zresztą - popatrzmy na wyniki eksperymentu, przeprowadzonego przez MAK. Stwierdzono w nim, że rosyjscy piloci, którzy zeszli na symulatorze na wysokość 20 metrów, roztrzaskali się o ziemię. O czym to świadczy? Ano właśnie o profesjonalizmie załogi prezydenckiego Tu-154, którzy z wysokości 20 m nad ziemią dokonali prawie niemożliwego - niemalże udało im się odejść! Niemalże - bo na ich drodze znalazła się ta nieszczęsna brzoza. Ale gdyby znajdowali się w osi lotniska, prawdopodobnie udałoby się poderwać maszynę. Czyż to nie świadczy o doskonałym wyszkoleniu załogi?

Podobnie zresztą, jak zastosowanie radiowysokościomierza zamiast ciśnieniomierza barometrycznego. Pozornie może to świadczyć o prostym błędzie, ale spójrzmy na to z innej strony. Samolot schodzi do stu metrów, po czym wyrównuje lot. Pilot waha się, co zrobić, schodzi jeszcze dwadzieścia metrów w dół. Nic nie widać, pada komenda "odchodzimy" i... samolot zaczyna gwałtownie opadać. I w tym momencie (awaria/błąd pilota) nawigator zaczyna odczytywać wysokość z radiowysokościomierza, co jest logiczniejsze, bo jeśli doszło do awarii/błędu pilota to kluczowa jest odległość od powierzchni ziemi a nie od poziomu płyty lotniska. Brak jakichkolwiek oznak paniki świadczyć może, że piloci do końca z zimną krwią walczyli o każdy metr wysokości. I prawie im się udało...

Dlatego - do czasu przedstawienia kompletnego raportu i udowodnienia winy pilotów nadal będę obstawał przy tym, że zrobili co mogli a nawet więcej, by uratować siebie i pasażerów.

centaurek
O mnie centaurek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka